Czy warto kupować bio produkty? Czy żywność ekologiczna jest zdrowsza? Czy jest sens dopłacać (a zdaniem niektórych – przepłacać) za certyfikat ekologiczny? Chciałabym zaprezentować Wam fragment z mojej nowej książki „Dieta eliminacyjna” gdzie próbuję zmierzyć się z tym pytaniem. A nie jest ono łatwe!
Fragment (zmodyfikowany) pochodzi z mojej nowej książki „Dieta Eliminacyjna”, która ukaże się w lipcu 2020 roku nakładem wydawnictwa PZWL.
Książka Dieta Eliminacyjna ukaże się w wakacje 2020 roku nakładem wydawnictwa PZWL
To „bio” or not to „bio” – czyli czy warto kupować bio produkty.
Czy warto kupować bio produkty? Jakbym nie odpowiedziała na to pytanie – to komuś odpowiedź się nie spodoba. Napiszę, żeby kupować BIO bo jednak jest niezanieczyszczona pestycydami – to odezwą się liczne głosy, że żywność ekologiczna to „ściema i naciąganie”, że wcale nie jest zdrowsza niż żywność konwencjonalna i że wcale nie jest też lepsza dla środowiska. I będzie w tym sporo racji, bo są na to liczne badania. I całkiem sensowne argumenty. Jakie?
W żywności ekologicznej także używa się środków ochrony roślin, z tym, że pochodzenia naturalnego. Wcale nie oznacza to jednak, że skoro są one naturalne to są mniej szkodliwe niż te syntetyczne, używane w rolnictwie ekologicznym. Co więcej – pozostałości środków ochrony roślin znajduje się w porównywalnym stopniu zarówno w żywności konwencjonalnej jak i ekologicznej (źródło)
Uprawy ekologiczne mogą (zwracam uwagę – mogą, a nie, że zawsze mają) mieć bardziej negatywny wpływ na klimat niż rolnictwo konwencjonalne. Głównie ze względu na to, że potrzeba jest większej powierzchni, aby uzyskać taki sam plon. Wyniki swoich badań opublikował w Nature Stefan Wirsenius (źródło)
Napiszę, że nie trzeba kupować żywności ekologicznej (z wyżej wymienionych powodów) to część osób odłoży tę książkę z niesmakiem i pomyśli, że jestem niedouczona. Żywność ekologiczna to bowiem bardziej zrównoważone podejście do rolnictwa. A także – szczególnie – do hodowli zwierząt. I też będą mieli racje bo na te argumenty też znajdą się badania.
Tak więc – Czy warto kupować bio produkty?
Nie odpowiem na to pytanie. Dlatego, że jednej odpowiedzi nie ma!
Z jednej strony uważam, że pestycydy i środki ochrony roślin to nie do końca jest coś, co chciałabym spożywać wraz z każdym kęsem chleba czy pomidorem. Z drugiej strony wiem, że jest to nieuniknione, ponieważ pestycydy, czyli substancje których zadaniem jest zwalczanie niepożądanych organizmów, stosowane są zarówno w rolnictwie konwencjonalnym jak i ekologicznym, a dowody na temat tego które z nich są bezpieczniejsze – są sprzeczne.
Poza tym zarówno ekologiczne jak i konwencjonalne środki ochrony roślin muszą przejść TAKIE SAME badania i spełniać TAKIE SAME normy. I dodatkowo – normy dopuszczenia produktów do sprzedaży są bardzo wyśrubowane, a możliwości pomiarowe – bardzo precyzyjne. Dlatego JEST DOPUSZCZONA możliwość, że na naszym pomidorku czy marchewce znajdują się śladowe ilości środków ochrony roślin. Jednak jest to policzone tak, aby żeby zaczęły one mieć szkodliwe działanie na nasz organizm trzeba by było zjeść ich bardzo dużo.
I tutaj pojawia się ważny argument kumulacji. No bo zjadamy codziennie więcej jedzenia niż jeden pomidorek czy marchewka. Więc z każdym kęsem wprowadzamy to resztki pestycydów z różnych produktów. Nadal jednak trzeba brać pod uwagę fakt, że z punktu widzenia szkodliwości dla naszego ciała też śladowe ilości są na prawdę znikome! No o, a co z aferami i przekraczanymi normami?
Przekroczone normy pestycydów w żywności
W Internecie znajdziemy setki artykułów informujących o tym, że w żywności dopuszczonej do sprzedaży przekroczono wielokrotnie normy pestycydów. To może wywoływać obawy! Szczególnie, że używa się zwykle nagłówków „środek wywołujący raka wykryty w marchewce z dyskontu”! No nie kliknął byś? Ja bym wlazła i zobaczyła czy to przypadkiem nie mój ulubiony dyskont. Jednak w artykułach brak informacji na temat tego, czy to przekroczenie było na tyle duże, żeby zaszkodzić naszemu organizmowi. Jak już pisałam – tutaj też ważna jest DAWKA czyli ilość danej substancji. To, że norma do sprzedaży jest przekroczona oznacza, że produkt nie powinien znaleźć się w sprzedaży, ale nie jest jednoznaczne z tym, że dostanie się raka. No ale czy w związku z tymi przekroczeniami jednak nie lepiej iść w BIO? Można, jeśli będziesz się czuć bezpieczniej. Ale rynek BIO też ma na swoim sumieniu różne afery o przekroczone normy. Brak uczciwości producentów albo po prostu różne niedopatrzenia lub luki w kontroli zdarzają się w każdej branży – zarówno eko jak i konwencjonalnej.
Po co stosuje się pestycydy? Czy nie można tego odpuścić?
Pestycydy używane w rolnictwie, czyli środki ochrony roślin mają na celu ochronę upraw przed różnego rodzaju chwastami, pasożytami czy grzybami. Oczywiście, każdemu marzą się uprawy w których tego typu ochrona nie jest potrzebna. Jednak niestety: potrzeby konsumpcyjne populacji znacznie przekraczają możliwości całkowitego przestawienia się na uprawę i hodowlę nienastawioną na maksymalizację wydajności.
Innymi słowy – żeby rośliny wyrosły, nadawały się do zbiorów oraz sprzedaży i przetwórstwa oraz były dostępne w cenie która zapewnia zarówno zysk jak i jest możliwa do zapłacenia – trzeba używać środków ochrony roślin na szeroką skalę. A te dopuszczane do użytku w uprawie żywności ekologicznej mogą wykazywać większą toksyczność niż owiany złą sławą glifosat.
W rozeznaniu się co tak naprawdę jest szkodliwe nie pomagają doniesienia prasowe, które co jakiś czas rozgrzewają media – np. o przekroczeniu dopuszczalnego stężenia glifosatu lub innych pestycydów w kaszy, warzywach czy płatkach kukurydzianych. Dla wielu osób sama idea, że istnieje jakieś „dopuszczalne stężenie” jest nie do zaakceptowania. Rozumiem te obawy, chociaż warto pamiętać, że „chemia” nie działa wybiórczo i związki chemiczne, także te szkodliwe, nie są zarezerwowane tylko dla pestycydów. Chociażby fakt, że jednymi z najbardziej szkodliwych dla ludzi związków chemicznych są toksyny produkowane przez grzyby.
Dzięki skutecznemu stosowaniu fungicydów uprawy są przed nimi chronione, a żywność jest bezpieczniejsza.
Fakt jest niezaprzeczalny – rolnictwo, zarówno uprawa jak i hodowla ma destrukcyjny wpływ na działanie środowiska naturalnego – i dotyczy to każdego rodzaju rolnictwa. Jednak trudno sobie wyobrazić aby wyżywić ludzkość bez uprawy roli, albo nawet wyłącznie dzięki uprawom w małych, ekologicznych gospodarstwach. Lęk przez GMO, które, paradoksalnie, mogłoby przyczynić się do ograniczenia stosowania pestycydów także nie pomaga w rozwiązaniu problemu.
Dlatego jeśli ktoś mnie pyta, czy warto kupować bio produkty odpowiadam mu:
„Jeśli tego chcesz, a nie spowoduje to zrujnowania domowego budżetu oraz zubożenia diety – nie widzę przeszkód. Jeśli jednak przez lęk przed żywnością konwencjonalną, pestycydami zaczniesz ograniczać spożywanie różnych warzyw, owoców czy innych wartościowych produktów – skup się na czym innym!”
Odpowiedzialne i racjonalne zakupy – co i kiedy warto kupować certyfikowane?
Jeśli chcesz i możesz pozwolić sobie na kupowanie wyłącznie produktów ekologicznych – rób to! Jednak jeśli nie możesz ze względów logistycznych czy finansowych – nie zamartwiaj się, że „jesz syf”. Dużo ważniejsze jest czytanie składów, wybieranie nieprzetworzonej żywności niż kwestia certyfikatu.
W przypadku alergii na pestycydy lepiej sięgać po żywność ekologiczną, a także szczególnie uważnie myć wszystkie warzywa i owoce przed spożyciem.
Jeśli to możliwe wybieraj mięso, nabiał oraz jajka z certyfikatem ekologicznym. W tym przypadku chodzi przede wszystkim o dobrostan zwierząt, a także o jakość – szczególnie mięsa. Ekologiczny nabiał i jajka „zerówki” znajdziesz w każdym markecie, jednak dostęp do certyfikowanego mięsa jest trudniejszy, a jego cena – wyższa. Jednak, tak jak już napisałam – lepiej ograniczyć spożycie mięsa i wybierać to droższe i wyższej jakości. Przyniesie to zarówno korzyści zdrowotne jak i przyczyni się do ograniczenia niszczenia środowiska.
Staraj się wybierać ryby oznaczone certyfikatem zrównoważonych połowów.
Nie kupuj za dużo – nie marnuj. Na świecie więcej wyprodukowanej żywności jest wyrzucane niż spożywane. W polskich gospodarstwach domowych marnuje się ogromne ilości jedzenia – zwłaszcza pieczywa, warzyw i owoców. Planuj listę zakupów, szukaj przepisów pozwalających zużyć różne „resztki” z lodówki, a jeśli kupiłeś za dużo – zamroź albo oddaj! W dużych miastach działają podzielnie, gdzie można zawieźć kupione, ale niezjedzone produkty lub nadmiarowe porcje dania.
Jakiś czas temu media obiegła informacja, że w płatkach śniadaniowych dla dzieci wykryto glifosat. Oczywiście wiadomość obiegła świat lotem błyskawicy – trują! Dzieci trują! Mało kto zwrócił uwagę, że o wiele częściej i skuteczniej te same dzieci są trute na co dzień – cukrem i tłuszczem, które codziennie w dużych ilościach wraz z tymi płatkami pochłaniają. I o ile badań nad szkodliwością i rakotwórczością glifosatu nie ma zbyt dużo, a część nawet wyklucza taki związek – o tyle nie ma wątpliwości, że dieta oparta na cukrze i nasyconych tłuszczach to krótka i prosta droga do otyłości i chorób cywilizacyjnych – w tym także nowotworów.
Rysunek z książki „Dieta eliminacyjna” PZWL 2020
Podsumowując – czy to „BIO” albo „GMO-FREE” jest NAJWAŻNIEJSZE?
Z jakiegoś, niezrozumiałego dla mnie powodu – bardziej medialne oraz trafiające do opinii społecznej są pojedyncze doniesienia o rakotwórczym działaniu glifosatu czy zgubnych skutkach GMO niż regularne i głośne ostrzeżenia o tym, że zarówno nasze dzieci jak i my jemy za tłusto, za słodko i niezdrowo. Lęk przed potencjalnie rakotwórczymi dodatkami do żywności czy pestycydami, które w śladowych ilościach mogą znajdować się w pożywieniu jest znacznie większy niż bardziej uzasadniona obawa o konsekwencje nieprawidłowych nawyków żywieniowych i wyborów konsumenckich.